Kielczanie uczcili 78. rocznicę pierwszej z czterech masowych deportacji Polaków na Sybir. Nocą z 9 na 10 lutego 1940 roku, na rozkaz Stalina w głąb Rosji wywieziono ponad 140 tys. osób – głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei. Przy pomniku Sybiraków w Kielcach złożono kwiaty i zapalono znicze. Odmówiono modlitwę.
Niech ten dzień będzie chwilą zadumy nad losem tych, którym w bestialski sposób odebrano prawo do godnego życia – mówił Eugeniusz Tyszer, wiceprezes Związku Sybiraków w Kielcach.
- Niech będzie refleksją nad życiem ludzkim, o tym jak jeden gest jedno słowo jedna decyzja mogą zaważyć nad ludzkim życiem – dodał Eugeniusz Tyszer.
Wywózka na Syberię dla wielu była wyrokiem śmierci.
- 10 lutego to był wyjątkowo mroźny ciężki dzień, w kibitkach było bardzo zimno, bardzo dużo ludzi umierało głównie starsi i dzieci – mówi Halina Rudecka.
Podróż trwała kilka tygodni, to był koszmar - wspomina Halina Rudecka, miała trzy lat gdy całą rodziną w bydlęcych wagonach jechała na Sybir. Los rozdzielił ich z ojcem, ona jej siostra, brat i matka na nieludzkiej ziemi spędzili prawie sześć lat. To był czas strachu, głodu i śmierci. Każdy dzień upływał im na katorżniczej pracy w tajdze i w tartaku.
- A ja trzylatek musiałam sama zostawać w domu, zostawiano mi kawałek chleba podzielony na trzy części i musiał mi wystarczyć na cały dzień. Największymi bohaterkami były nasze matki. Każdego dnia walczyły nie z bronią w ręku, ale o przetrwanie o walkę z chorobami, głodem chłodem czasem przynosiły tylko nadzieję – mówi Halina Rudecka.
Liczba wszystkich ofiar zsyłki na Syberię do dziś nie jest w pełni znana. Według różnych źródeł uznaje się, że w czterech deportacjach zesłano prawie 340 tys. osób. Ponad połowa z nich została tam na zawsze.












Napisz komentarz
Komentarze