Korona zdawała sobie sprawę, że przy wyniku 2:1 u siebie, Arce wystarczy w Gdyni tylko jedna bramka, by awansować do finału Pucharu Polski. Nie mogło więc dziwić defensywne ustawienie Żółto-czerwonych. Przez długą część meczu gra toczyła się daleko od obu bramek. Niestety, w 85. minucie wydarzyło się to, czego obawiali się i zawodnicy i kibice. Marcus da Silva uderzył mocno, nie do obrony i to gdynianie, drugi raz z rzędu zagrają na PGE Narodowym.
- Ciężko w to uwierzyć. Taka szansa dla nas, dla kibiców, dla klubu może nie zdarzyć się szybko - mówił po meczu, wyraźnie rozbity, Mateusz Możdżeń.
Niepocieszony po wtorkowym spotkaniu był kapitan Korony. To po jego stracie, w pierwszym meczu, w Kielcach, padł kontaktowy gol dla Arki. Dziś można się tylko zastanawiać, co byłoby gdyby ta bramka nie padła.
Sezon się jednak nie kończy. Kielczanie już w sobotę podejmą na własnym boisku Jagiellonię Białystok. W pierwszej kolejce grupy mistrzowskiej białostocczanie ulegli Górnikowi Zabrze 1:2. Korona pokonała zaś Lecha Poznań 1:0. Zapowiadają się więc emocjonujące, żółto-czerwone derby.












Napisz komentarz
Komentarze