Setki beczek, a w nich żrące, łatwopalne, groźne dla ludzi i środowiska substancje. Sprawa składowiska niebezpiecznych odpadów na terenie dawnej Agromy przy ulicy Krakowskiej w Kielcach wypłynęła we wrześniu ubiegłego roku. Za składowisko odpowiada spółka LJ Eko, której prezesem jest Tadeusz D. – były wójt Piekoszowa. Właściciel od miesięcy nie odpowiadał na wezwania do usunięcia groźnych odpadów, aż do teraz. Zgłosił się do Urzędu Miasta i stwierdził, że gotów jest posprzątać teren – informuje Danuta Papaj, pełnomocnik prezydenta Kielc.
- Oby tak było, natomiast w tymi odpadami mamy do czynienia już od dłuższego czasu i musieliśmy przeprowadzić pełna procedurę, która teraz doprowadziła nas do tego momentu, w którym możemy ogłosić przetarg na wywóz tych nieczystości – mówi Danuta Papaj, pełnomocnik prezydenta Kielc.
Właściciel spółki LJ Eko nie określił jednak kiedy usunie toksyczne odpady. Jeśli będzie zwlekać wtedy miasto zapłaci za wywóz nieczystości, a kosztami obciąży właściciela składowiska. Według wstępnych szacunków opłata może wynieść nawet dwa miliony złotych.
- My nie możemy czekać - mówi Danuta Papaj, pełnomocnik prezydenta Kielc.
Powodów jest kilka: wiele beczek przecieka, a składowisko znajduje się w pobliżu ujęcia wody na Białogonie, poza tym teren cały czas pilnuje partol Straży Miejskiej, a to naraża budżet na dodatkowe koszty.
- Mamy do czynienia z wieloma podpaleniami takich miejsc, chcemy tego uniknąć – dodaje Danuta Papaj, pełnomocnik prezydenta Kielc.
Spółka LJ Eko w 2017 roku uzyskała od miasta pozwolenie na zbieranie odpadów. Okazało się, że decyzja została wydana z naruszeniem prawa, ponieważ na terenie ochronny wód podziemnych, chemikalia nie mogą być gromadzone.












Napisz komentarz
Komentarze